W sobotnią noc pomimo gorąca, potwornej duchoty i przelatujących nad głową burz wybrałem się na spacer. Krople deszczu spadływające po twarzy, błyskawice rozświetlające spowite ciemnością zakamarki miasta i puste ulice sprawiały, że czułem się szczęśliwy i wolny. Nucąc pod nosem, wskakiwałem w kałuże jak dziecko i obracałem się kółko, próbując chwycić w otwarte ramiona porywy wiatru. Płynąc jak na wzburzonym morzu wyławiałem z Wiat porzucone skarby, a wśród nich kultowe wazony Prądniczanki, kaczuszka z Chodzieży, sękacz z Ząbkowic, piękne białe Tarnowce, transparentne Krosno i inne 🙂
Komentarze
Prześlij komentarz